Tygodnik regionalny "Teraz Słupsk"
Katarzyna Sowińska 16.05.2013 r.
Jest ich kilku, w różnym wieku, o różnych profesjach. Łączy ich jedna pasja - odkrywanie historii regionu. Pasjonaci ze słupskiego Stowarzyszenia Eksploracyjno-Historycznego Gryf przywracają światu to, co naruszył czas i ludzie.
Studenci, mechanik, historyk, aplikant sądowy, strażacy - każdą wolną chwilę poświęcają na poszukiwania śladów przeszłości Pomorza. A co najdziwniejsze, wszystko finansują we własnym zakresie. Duszą całego przedsięwzięcia jest bardzo młody człowiek - Michał Pytlak. 23-letniemu studentowi geografii Akademii Pomorskiej udała się rzecz prawie niemożliwa. Zjednoczył pod skrzydłami Gryfa podobnych sobie pozytywnych szaleńców, którzy z ogromnym zaangażowaniem, nie zważając na pogodę, zobowiązania rodzinne czy finanse pracują często w pocie czoła nad ratowaniem śladów dawnych dziejów tych ziem.
- Od początku powstania tego stowarzyszenia monitoruję dokonania grupy i z całym przekonaniem twierdzę, że są one imponujące. Jego członkowie w zaledwie w pół roku uratowali i odrestaurowali kilkadziesiąt krzyży, które dawniej stały na cmentarzach w Cecenowie, Pobłociu i Duninowie. Zaprowadzili także porządek na cmentarzu w Trzebielinie.
Należy zdać sobie sprawę z tego, że w obecnych czasach stowarzyszenia w większości przypadków spotykają się bardziej towarzysko, a Gryf faktycznie pracuje w terenie, ratując od zapomnienia zabytki przeszłości i przywraca pamięć o dawnych mieszkańcach. Wiem jak ciężką pracę wykonali, bo sam brałem udział w akcji ratowania cmentarza ryczewskiego w Lasku Północnym, i niestety do dzisiaj nie osiągnąłem założonego efektu.
Mało ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jak ciężką fizyczną pracą jest wykopanie i wyciągniecie granitowej płyty nagrobnej na powierzchnie ziemi. Liczę na to, że Gryf pomoże mi doprowadzić cmentarz w Ryczewie do porządku. Trzymam kciuki również za ich najnowsze przedsięwzięcie - odremontowania bunkra amunicyjnego w Ustce, który niebawem zostanie udostępniony zwiedzającym. Co ciekawe, całą tą, jakby nie było bardzo ciężką pracę wykonują w wolnym czasie, a dodatkowo finansują swojej działania z własnych kieszeni.
Mam kręcioła na punkcie historii
Rozmowa z Michałem Pytlakiem, prezesem słupskiego Stowarzyszenia Eksploracyjno-Historycznego Gryf.
Pojawiliście się nagle, z wielkim entuzjazmem i ogromnym zapałem zabraliście się za ratowanie poniemieckich cmentarzy. Skąd u młodego człowieka takie zainteresowania?
- Od małego miałem kręcioła na punkcie historii, przeszłości i wszystkiego, co stare. Dla mnie stare przedmioty codziennego użytku, z których korzystali dawni mieszkańcy mają prawdziwą duszę. Stare żelazko czy szklana butelka kryją w sobie coś nieuchwytnego, coś, co trudno zdefiniować. Dla mnie każdy, nawet najdrobniejszy przedmiot jest pomostem łączącym nas z przeszłością. Dlatego powinniśmy szanować wszystkie ślady historii naszego regionu. Przeszłość fascynować zaczęła mnie już kiedy byłem kilkuletnim dzieckiem a pasję zaszczepił mi ojciec. Strychy starych domostw, stodoły, piwnice, zabudowania gospodarskie stawały się skarbcami, w których można było odnaleźć wiele niezwykłych pozostałości po poprzednich mieszkańcach.
Restaurowanie starych, poniemieckich cmentarzy wciąż budzi różne odczucia...
- Cmentarze poniemieckie były i są miejscami świętymi, i naszym zdaniem warto powalczyć o przywrócenie ich dla świata, chcemy walczyć nawet o pojedyncze groby. Ciężko wyjaśnić w kilku słowach, jaką euforię odczuwamy, gdy udaje nam się odnaleźć i wyciągnąć zakopany krzyż żeliwny czy płytę nagrobną. Mam zawsze wrażenie, że w chwili, gdy trzymam w dłoniach krzyż jednocześnie pojawia się przede mną człowiek. Widzę imię i nazwisko. Niemcy mieli w zwyczaju umieszczania na krzyżach zawodu zmarłego - młynarz, sklepikarz, druciarz, szwaczka, rolnik, rybak to byli konkretni ludzie, którzy w tych samym miejscach, po których my teraz chodzimy, rodzili się, pracowali i umierali.
Jak i gdzie się spotkaliście? Zebranie w jedną całość tylu chętnych do działania to był nie lada wyczyn...
- Skrzyknęliśmy się za pomocą Internetu, na Pomorskim Forum Eksploracyjnym. To był nasz łącznik. Rozmawialiśmy, dzieliliśmy się naszymi odkryciami i spostrzeżeniami, aż w końcu stwierdziliśmy, że trzeba się spotkać w realnym świecie, bo chcemy iść w tym samym kierunku. Działamy zaledwie od kilku miesięcy, nie jesteśmy jeszcze pod względem prawnym stowarzyszeniem pożytku publicznego, nikt nas nie finansuje, korzystamy jedynie ze składek członkowskich. Wszystkie wydatki pokrywamy z prywatnych pieniędzy. Naszym największym osiągnięciem było doprowadzenie do porządku cmentarza w Trzebielinie. To nasza ostatnia akcja, wcześniej odnawialiśmy krzyże w Pobłociu. Cmentarz w Trzebielinie porastały splątane zarośla, w tej gęstwinie nie widać było wielu śladów. Szukaliśmy płyt nagrobnych nakłuwając teren, wykopywaliśmy płyty, sklejaliśmy potłuczone tabliczki imienne. Wcześniej oczyszczaliśmy i odnawialiśmy żeliwne krzyże w Pobłociu. Będziemy ratować, co się da. Nie ma znaczenia, jak duży cmentarz uporządkujemy. Ważny jest każdy stary grób.
Ostatnio widać was w usteckim bunkrze amunicyjnym?
- Rzeczywiście, działamy na podstawie umowy zlecenia z Urzędem Miasta w Ustce. Porządkujemy teren i sam bunkier, w planie mamy dwie wystawy, które każdy bezpłatnie będzie mógł zobaczyć. Pokażemy między innymi nasze znaleziska. Na razie ciężko pracujemy, żeby przystosować obiekt. Praca jest ciężka i wyczerpująca, jednak dla nas to świetna zabawa.
Katarzyna Sowińska